W ŚWIECIE WYOBRAŹNI POETYCKIEJ UCZENNICY KLASZTORNEJ
-MARII STAMIROWSKIEJ
Kilka słów o sobie…
Jestem Marysia. Mam 17 lat i psa, a sztuka trzyma mnie przy życiu. Jest dla mnie tak naturalna jak oddychanie. Nie potrafię siedzieć w ciszy, nie potrafię znieść bezczynności, nie potrafię tłumić w sobie potrzeby tworzenia. Gdy tworzę, uciekam w inny świat. Rysuję, piszę wiersze, gram na pianinie i gitarze, tańczę. Uważam, że artysta powinien interesować się wszystkim po trochu. Świat jest zbyt niesamowity, żeby zamykać się na tylko jedną dziedzinę.
SUKCESY MIĘDZYNARODOWE, OGÓLNOPOLSKIE I WOJEWÓDZKIE MARII STAMIROWSKIEJ
r. szk. 2022/ 2023
II Wojewódzki Konkurs Dziennikarsko-Literacki „Otwieranie okna” - wyróżnienie
Tęsknisz
Wiatr bawi się skrawkiem twojego płaszcza,
Wyniesionego ze starego świata,
Po którym niepokój głazami się stacza
I wykuty w marmurze trwa.
Deszcz próbuje zmyć zastygłe na twojej twarzy
Bladoperłowe krople łez.
Złotością promieni słońce darzy
Cię od czubka głowy aż po podeszwy kres.
Wpatrzony mętnym wzrokiem
We wgryzającą się dymem czarnym
W płuca szklane tęsknotę,
Włóczysz się umęczonym krokiem.
Tęsknisz do nieba piękniejszego niż topazy,
Które błękitem swym wzywało do lotu żurawie.
Trwało spokojne i bez skazy
Trzymając w swym kolorze o przodkach pamięć.
Tęsknisz do pól cenniejszych niż złote
Sztabki mieniące się na stołach z jałowca,
Do pól za domu twojego płotem,
Do pól na których obiecałeś, że kiedyś szczęście spotkasz.
Tęsknisz do czegoś, czego już nie ma.
Sklepienie tysiącem wybuchów płonie,
Człowiek z człowiekiem codziennie się ściera,
Łamiąc mury i wychłodzone niewinne dłonie.
Lecz spójrz, odetchnij głęboko i wysłuchaj:
Powiewy wiatru, błyski słońca, krople chłodne,
Trwają z tobą; w nich podpory szukaj,
Bo one i tutaj, i tam ze sobą są zgodne.
r. szk. 2023/2024
III Międzynarodowy Konkurs Historyczny Śladami historii Polski - skąd nasz ród" – II miejsce
Fotografie
Fotografia -
Beztroskie dzieciństwa wśród pól Markowej.
W wierze wychowane,
Szacunku, nadziei i miłości.
Jak delikatne kwiaty od nasionka podlewane
Złotymi uśmiechami dobroci.
Fotografia -
Mąż schylony nad uprawami,
Przy pasiece swojej bez lęku,
Bo pszczoły maleńkimi jego siostrami.
Dumny z jedwabników hodowli
Skromnej, ale własnej.
Fotografia -
Żona krzątająca się w kuchni,
By wykarmić radosną gromadkę.
Miotła w jednej ręce, drugą
Skarb swój największy gładzi i tuli.
Na świat przyjdzie, nim gwiazdy mrugną.
Fotografia -
Zdziwione dłonie otwierają drzwi
Zmęczonym ucieczką podróżnikom.
Wcale nie tak z daleka szli,
Lecz rozpacz rani ich płuca.
Majątek granatowy policjant przejął,
Próśb błagalnych nie słucha,
Sen z powiek im zdjął.
Fotografia -
Kolejne blade twarze
Dołączają na poddasze.
Zapłata nie w złocie, nie w perłach,
Lecz w cichej wdzięczności
I rąbanych na opał drwach.
Piekło strachu zmienia temperaturę,
Maleńka chwila zapomnienia o okupacji.
Znów przez szklaną dziurę
Śmierć się wdziera bez spoczynkowej stacji.
Huk.
Giną ukrywani,
Ginie mąż, żona i nienarodzony cud.
To nie koniec zgub,
Młodzi też nie skończą cali.
Dzieciństwo na zawsze utracone,
Rzucone w piach, bez pogrzebu zostawione.
Tyle błysków codzienności,
Tyle obrazów, wspomnień
W albumie przyklejonych.
Oprócz ostatniego - a może pierwszego?
Krwią okupione zwycięstwo dla nieba,
Gdzie spokój z nadzieją splata się i zbiega.
II Wojewódzki Konkurs Dziennikarsko-Literacki „Otwieranie okna” - I miejsce
Burza nad Betlejem
Wymęczona problemami głowa
Z niedowierzaniem kręci smętnie,
Pod poduszkę bukiet lęku chowa.
Zaraz coś błyśnie, zadudni i okno prawie pęknie.
Jak spadających gwiazd milion
Zdobi brunatne niebo.
Ludzką ręką wypleciona broń.
Dzień za dniem, noc w noc
Lecą gwiazdy rzeką miękko,
Plotąc zdrady kosz.
W twarz prosto ci plują,
Chociaż nawet nie dotknęli twego policzka,
Który porcelanową barwi się krwią.
W twarz prosto ci plują,
A nie znają imienia.
Dla nich tylko szarą mgłą
Jesteś, co niewarta wspomnienia.
W twarz prosto ci plują,
A za rogiem ich własne żony
Tak podobne i niepodobne do ciebie,
Uciekają pędem we wszystkie strony,
Byleby odłamkiem się nie zranić,
Bólu i płomienia nie odczuć
Na skórze delikatnej jak obłoki na niebie.
Trzęsie się stolik oliwkowy
Na środku maleńkiego salonu.
Lampka nie potrafi zdecydować,
Kiedy błyśnie żalem różowym
I zostawi pokój bez światła, życia i koloru.
Podskakuje nieokurzona zastawa.
Łyżeczki wspierają głowy na talerzyku,
By nie padł srebrny żołnierz.
Sztormem szaleje czarna kawa,
Sypie się kardamon jak piach.
Pęka ścianka klepsydry
I ucieka błękitny czas.
Dziecko spod słomianej kołderki
Niemo kwili wśród blasku
Tylko tobie widzianej aureoli.
Nie potrzeba żadnych wyjaśnienia słów.
Łzy wasze pachną irysami
A szafka nocna grudniową obietnicą…
Zwlecz kości drżące z łóżka, rozchyl firanki i zobacz -
Na najwyższej gałęzi drzewa
Nektarnik z dudkiem ćwierkają.
Mimo, że ni nuty nie rozumieją,
Uważnie każdej z nich słuchają.
XVI Wojewódzki Konkurs Interdyscyplinarny „Szymborska w oczach młodych Pomorzan” - III miejsce
Żyję
Próbuję zanotować wszystko,
Czego mnie nauczono,
Lub do czego dotarłam sama.
Księżyc wznosi się tak szybko,
Zaraz zgaśnie oliwna lampa.
Stawiam na kartce punkty:
Następny, następny, następny.
Szukam swojej dawnej zguby,
Zarzucam w jezioro wiedzy przynęty.
Żyję, więc kocham -
Raz, na zawsze, porządnie.
Takiej miłości nie powtórzę.
Znów do słuchawki szlocham,
Zanim więź utnę i stchórzę.
Psem nie jestem, tyle mi wiadomo.
Psa mam o bardzo ciepłej sierści.
Za domem jabłoń i górkę stromą,
A tam w trawie klucz zapomniany szeleści.
Prowadzę ciche rozmowy
Przy świetle niemych gwiazd.
Pod koc chowam błędów zbiory
I bezwiedzą odliczam czas.
Wiem, co nie boli, a co tak.
Czuję, gdy grypa nadchodzi
Lub gdy skrzydło łamie mniejszy brat.
Tonąc w bodźców powodzi
Szukam najcieplejszego z nich
I podciągam na ramiona krzyż.
Potykam się o kamyki,
Przewracam przez srebrne kłamstwa.
Wdycham piaszczyste krzyki,
Ognie wojen cierpiącego miasta.
Żyję - oddycham więc,
Na deszczach moknę stu,
Nie pozbywam się gołębich piór
I encyklopedii zapomniałam tomów pięć.
r. szk. 2024/2025
IV edycja Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego w Stylu Norwidowskim „Tożsamość” - IV miejsce
odejście lata
Czuję chłodny oddech września
Na nagich, opalonych łydkach…
Słońce ucieka już od dnia,
Po tylu pieśniach, blasku krzykach…
Dzisiaj pożegnałam parkę żurawi,
Co mieszka tuż pod lasem.
Pół roku czekać – znów się zjawi,
Lecz tak ciężko zrozumieć ich zdradę.
Chciałabym odlecieć z nimi.
Miejsce dla mnie tkwi poza
Miastem burym, rachunkami, ludźmi…
W błędnym zakątku trwam.
To nie tu, nie tu, lecz tam!
Z naturą rozkładającą
Szmaragdowe listki życia.
Z przyjaciółmi, których skrzydła
Cień odganiają z serca!
Znika słodki smak lata
Lepkiego jak płynny miód.
Dla mej postaci wielka strata –
Kończy się beztroski cud…
Znikam ja – ta skąpana w promieniach
Złotego, rumianego blasku.
Ja – tańcząca wśród łąk bez cienia,
Uwolniona z miedzianego potrzasku.
Dzisiaj biegnę pod siwym niebem.
Dzisiaj palce moje tańczą na klawiszach
Pianina w ślad za nut wiązką.
Dzisiaj tkam jedwabną nitkę
Wśród płowych kartek.
Dzisiaj splatam włosy w ciasny
Warkocz – ogon wiewiórki.
Dzisiaj dzielę czas z kochankiem,
Dzisiaj znam smak jabłka kruchy
I bawię się psotnie różanym wiankiem.
A jutro? …………………………..
Jutro ………………………………
Któż przewidzi, kiedy odlecą żurawie?
Któż zna ciszę chłodnego dźwięku?
Kto odgarnie z mojego czoła
Rdzawą jak liście grzywkę?
Jutro świat bezletni może zawirować
I odmienić lustrzaną Euterpę…
Jutro świat ten jesienny może wyrwać
Z rąk moich flet…
XIX Wejherowski Konkurs Literacki „Powiew Weny” – I miejsce
Opinia jury: „Poezja młodzieży stała na równie wysoki poziomie co proza. Oczywiście w jej ocenie nie decydowała atrakcyjna fabuła i koncept, lecz ta wyjątkowa „iskra", która zapala się w chwilach szczególnej epifanii. Maria Stamirowska, laureatka pierwszej nagrody w kategorii poezja młodzieży, zaproponowała lirykę w pełni dojrzałą, zrytmizowaną, wystrzegającą się rymów. Jej wiersze są swoistymi wyliczeniami, katalogami z oryginalnymi metaforami, dzięki którym poetka, np. opisuje rozczłonkowanie emocji na poszczególne części ciała czy wymienia sytuacje będące apoteozą życia i równocześnie refleksją nad przemijaniem. Poezję tą charakteryzuje prostota przekazu, sprawiająca, że wiersze są w pełni zrozumiałe, a jednocześnie pozbawione banału. To liryka roztańczona, która I pomaga zrozumieć nie tylko otaczającą rzeczywistość, ale też tę subtelniejszą, wewnętrzną, immanentną. Choćby wtedy, gdy opis tańca w jednym z wierszy staje się formą psychologicznej autoterapii."
mieszkanie dla emocji
Złość gromadzi się na końcach
Zbitych lodem żeber.
Śnieżny płonie żar
Podczas zgrzytu zębów.
W udawaną gram grę,
By krzykiem nie wybuchnąć.
Strach osiada na koniuszkach
Każdego z palców obu dłoni.
Sinieją księżyce paznokci,
Stukają w brzeg stołu
Jak w maszynę do pisania
Atramentowego koloru.
Smutek splata wąskie obojczyki
I nadgarstki. Dźwięczy wisiorek,
Dźwięczy tuzin bransoletek.
Tylko bursztynowe koraliki,
Tylko osiwiały sznurek
Przywołają delikatny uśmiech.
Radość wybucha na powiekach
Oprószonych truskawkowym cieniem.
Śmieją się beztrosko usta
I oczy szczere, przed cierpieniem
Nutą wesołości owocowej zakryte.
Podekscytowanie tkwi w stopach
Niespokojnie tupiących o bruk.
Chodź, biegnij, zobacz!
Interesujący każdy cud!
Szybko, ucieknie nam pociąg!
Och, jaki śmieszny piesek!
A tam sójki zataczają krąg
Nim letni opadnie deszcz!
A miłość – miłość przepływa
Jak rzeka prędka przez żyły.
Ból cały zakrywa.
Dudni serce głośno
Jak wagony o żelazne szyny.
Znalazły sobie mieszkanie –
Cała paleta barwnych emocji.
Chowam się za ubraniem,
By długie rękawy
Osłoniły fale wybuchającej wrzawy.
żyję
Żyję dla niedojrzałych jabłek,
Których kruchy sok spływa
Wzdłuż mojego nadgarstka,
Gdy w jedno się wgryzam
I dzielę z psem.
Żyję dla pierwszego łyku
Świeżego od rosy powietrza
Po zgęstniałych szeptach nocy,
Gdy duszona lękiem
Chowam się pod różowy kocyk.
Żyję dla wczorajszego bukietu
Z fioletowej koniczyny
I złotych kwiatków bez imienia.
Żyję dla słodkiego zapachu
Lepkiej olejnej farby.
Przesiąkła nim moja sukienka
I pokój cały.
Żyję dla jazdy na rowerze.
Zbyt szybkiej. Nieostrożnej.
Liśćmi przez las, bo przecież
Tam ostrzejszy będzie skręt.
Nie mam siły żyć życiem.
Żyję więc każdą drobną chwilą,
Bursztynowym śmiechem
I marzeniem śpiącym daleko stąd.
taniec
Duszę się ziołową mieszanką
Miętowej, palącej złości,
Zbłękitniałego smutku,
Strachu i niepewności.
Serce dudni szybciej
Od stada młodych mustangów.
Płuca rozpala gorzki kurz
Nigdy niewypowiedzianych słów.
Czuję, że oczy zachodzą mi mgłą.
Nie opada jednak żadna łza.
Pragnę wrzeszczeć, kopać, kląć,
Płakać, zniknąć, uciec w dal.
Muszę wydostać kłębowisko myśli,
Zdarzeń wczorajszych i upokorzenia
Poza swoją wymęczoną duszę.
Zrywam firankę łagodnego milczenia,
Zrzucam codzienny strój.
Wciągam prześliczne baletki –
Świat wiruje w drugą stronę.
Włączam odtwarzacz – nuty piosenki
Przeganiają rubinową trwogę.
Śpieszę się z rozgrzewką.
Chcę już wirować, skakać,
Powtarzać – arabesque, jeté,
Szpagat, przewrót w tył…
Rwie się mój oddech
Od wysiłku złożonych kroków.
Łapię podłogi brzeg
Naznaczonej setką moich tanecznych słów.
Nie krzyczę. Już nie.
Oto mój krzyk: przetańczone
Godziny krótkie dwie.
Bez partnera, bez nauczycielki.
Tylko ja, ja i ja.
Moje delikatne kroki, moja kontrola
Każdego drobnego mięśnia.
Moje skórzane baletki.
Mój rozlany w choreografii
Ziołowy napar zdrad.
XVII Wojewódzki Konkurs Interdyscyplinarny „Kaczmarski w oczach młodych Pomorzan” - III miejsce
Wilki
Podążając za śladem łap,
Za czerwonym znakiem na śniegu
Zbitym w zimny grad,
Za gorzką wonią oddechu
Natraficie na wilczy grób,
Zagonione na sam lasu skraj,
Jałowy, pusty, głodem naznaczony,
O czarnych, beznocnych snach
Młode wilki, co dla ochrony
Miały jedynie drobne kły
I prędkość długich nóg.
Szczute przez swych braci –
Posokowce o zrudziałej sierści,
O miłości do smyczy i klatki,
Bez wolnej serca części.
Wśród szczerego wycia
Kolorowanego przez zimowy księżyc,
Wśród szczeku i pisku szczeniąt,
Wśród metalicznych klątw –
Walka niesprawiedliwa.
Ah, wilki, srebrzyści przyjaciele,
Tak mi żal przelanej krwi…
Nie uczynię dla was wiele –
Tylko hołd w mrozem skute dni.
Nad nami też wisi
Niekończąca się obława.
Mimo że krzyk nasz nie jest wilczy;
Mimo, że cicha ta zagłada…
Nie zawsze myśliwy ma dwie dłonie.
Nie zawsze na polowaniu
Każdy przedstawiciel gatunku spłonie.
Ja się nie dam –
Na moim grobie nie staniecie.
Kulawą mam łapę,
Lecz innych od wnyków uchronię.
Strzec będę od potrzasku
Moje stado jeszcze nietknięte
Żelaznymi kłami krwawych zasadzek.
Czuwać będę od brzasku
Do północy skryta za lasem.
VI Pomorski Konkurs „Zbrodnia Piaśnicka – Młodzi Pamiętają” – III miejsce
Las pamięta
W lesie tym gęstym, pociemniałym
Tkwi niewinną krwią splamiona,
Krwią polską splamiona zbrodnia.
Pod niebem jak proch szarym
Plącze się labirynt niewyjaśnionych,
Przemilczanych, nikłych cieni.
Tutaj hymn szepczą ptaki.
Jeleń wielkooki wśród drzew
Kopyta z szacunku nawet nie postawi.
Bladoniebieskie kwitną tu kwiaty,
Podlewane złotą rosą łez.
Bezdusznie tępieni żelazem Polacy,
Oddający ostatnie tchnienie
Blisko ciepłej, słodkiej ziemi,
Z której powstali i do której powrócą.
Dziś nierozpoznani, bez imion.
Wtedy stolarze, organiści, dyrektorzy,
Matki, córki, siostry, ukochane,
Wykładowcy, księża, redaktorzy…
Każdy z własną przeszłością
I wyszarpniętą z drżących rąk
Kruchą jak szkło przyszłością.
Błogosławiona Alicja nad dziećmi
Skazanymi rozpostarła skrzydła.
Maleńkie rączki znalazły otuchę,
A rozpacz w materiale habitu się skryła.
Siostra rozpoznana po różańcu,
Bo wiara silniejsza jest i trwalsza
Niż złamana, ośnieżona kość.
Gołębica wydaje się z tym zgadzać,
Gdy przelatuje nad krzakami jak
Żarliwie wyczekiwany gość.
Nie zatarto krwi,
Nie wypalono pamięci
Mimo intryg, terroru i tylu prób.
Natura pamięta, nie śpi
I ochrania leśny grób.
Wojewódzki Konkurs Literacko-Plastyczny „Gwiazdka tuż, tuż…” – II miejsce
Baranki
Dzwonią ciche dzwonki
Na szyjach owiec.
Ich jaśniejące mordki
Przeganiają strach precz.
Biegną w podskokach,
Goniąc za gwiazdą.
W łąkach, zbożach, kwiatach
Barany radością beczą.
Zdyszani pastuszkowie
Ledwo nadążają.
Stada na przodzie
Żwawo truchtają.
A dokąd tak pędzą?
Nawet sami nie wiedzą.
Lecz słyszeli, że król się rodzi
I owce swoje ze zła oswobodzi.
Kakao
Mieszam srebrną łyżeczką
Gorące kakao w porcelanowym kubku.
Stuka metal jak myśli stukają
Wyrzucone na zmarznięty bruk.
Wdycham aromat słodyczy,
Pragnąc, by rozgrzał serce
Popękane, wyczerpane płuca
I rozdygotane ręce.
W każdym poprzednim grudniu
Leczyłam się czekoladą,
By znów tupot radosny stóp
Rozganiał codzienność szarą.
Piję łyk za łykiem łapczywie
Jak pustynny rozbitek,
Co o kroplę wody gotów zginąć –
I za nią zginie.
Topnieje oszklone od dawna
Warstwą ostrego lodu serce.
Ciepło do krwi się wkrada,
Gdy wzdycham w podzięce.
Z rzęs opadają kryształki.
Nie czas łkać kołysankę.
W rogu salonu dwa świerki
Czekają, aż ułożę na nich gwiazdę.
Nie zawrócę na torach bezimiennych.
Trzeba mi jeszcze upiec pierniczki,
Prezenty ułożyć w szyk,
Śnieg dotknąć bez rękawiczki.
Nie wyjdę na cienką jeziora taflę.
Jeszcze stół do nakrycia,
Nim pierwsze światło zgaśnie.
Jeszcze życzenia do przeżycia
I do przeczytania baśnie.
Strzepuję z warkocza proch
Chandry i roziskrzonej apatii.
Cukier przegania je daleko stąd
Tam, gdzie żadna lampka się nie pali.
Fajerwerki
Północ nowa właśnie wybiła.
Huk głuchy zbyt głośno dudni,
Jakby zawieszono go w pustej studni.
Resztkę szampana niechętnie wypijam
Z żalem, że nikt mi w tym nie pomoże.
Niebo tonie w kolorów tysiącu.
Złoto, srebro, granat i czerwień dumna,
I szmaragdowa delikatna chmura.
Ależ by się zdziwił ogień na słońcu,
Gdyby ujrzał, jak marnie go podrabiamy!
Wpatruję się w gasnące fajerwerków resztki
I pustą, szklaną butelkę,
I moje „staroroczne” ręce.
Kiedy zrozumiem wreszcie,
Że czas i tak mnie dogoni?
Kiedy znów zobaczę strumień prędki,
Który od mojego wzroku tak stroni?
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |